Zastanawiało pewnie każdego choć raz w życiu - co robią kierowcy nocą podczas jazdy? Człowiek jedzie sam, nieczęsto pareset kilometrów, przeważnie bez pasażera obok a odległość powoduje że czasem przejeżdża się kilka państw naraz . Odpowiedzi na to pytanie jest wiele: "pilnują" drogi, słuchają muzyki, oglądają filmy, grają w gry, gotują lub jedzą .... Tak! Dużo kierowców właśnie takie rzeczy robi podczas trasy.Jednak z moich obserwacji oraz autopsji wynika że ponad 75% "nietoperków" po prostu najzwyczajniej w życiu gada! Teoria że to kobiety są większymi plotkarami jest mitem.W nocy, podczas jazdy dodzwonić się do 2 uczestnika ruchu jest prawie niemożliwe! Dlaczego?
Odpowiedź jest niby prosta: "nudzi się". To z grubsza jest prawdą, ale są jeszcze inne powody dla których linie telefoniczne oraz skype zawalone są rozmówcami Niekiedy jest to chęć zabicia czasu, kontaktu z inną osobą lub domem, próba "zagadania" zmęczenia spowodowanego porannymi godzinami lub prosta chęć dowiedzenia się co się w firmie czy na trasie dzieje. No ale o czym można tak przez całą noc "pitolić" ??
Można! Jak już mówiłem - faceci to plotkary.Rozmawiamy o wszystkim co ma znaczenie lub go niema.Efekt za każdym razem jest ten sam: szczęśliwie docieramy do miejsca postoju!!!
Tematów "rozmów nocą" jest wiele.Zaczynając od sytuacji w firmie, rodzaju załadowanego towaru i jego miejsca przeznaczenia,utrudnieniach na drodze, wyborze trasy lub miejsca postoju. Po przez tematy o rodzinie, zdrowiu, co robiło się wcześniej w poprzedniej pracy, jak miało się dobrze lub jaki szef był idiota, co nas kiedyś na trasie spotkało a czego udało się uniknąć. A kończąc na tym co się miało na obiad, jakie ciuchy się kupiło, gdzie była jakaś okazja w sklepie lub ile się spało. Tematów jest nieskończenie wiele.I TAK!!!, takie same lub lepsze jak u kobiet. Oczywiście jest mit o tym że "każdy kierowca to bajkopisarz". Niestety wywodzi się to z chęci rozmowy, której każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu potrzebuje, bo przebywanie w pomieszczeniu 2/3 m sam ze sobą przez wiele dni to czyste "wariactwo", a w dawnych czasach prosty kierowca nie mógł sobie zwyczajnie pogadać bo nie było "komórek" ani internetu . To wszystko powodowało że wielu takich psełdo kierowców nie miało dużo do powiedzenia lub nic ( jak to u niektórych do dziś bywa) a jedyną rzeczą jaką można było zrobić to zmyślać, ale pozostawię to na inny post.
Wiadomo również że nie wszyscy z wszystkimi rozmawiają (nie każdy każdego lubi), ale jak to w życiu bywa tworzą się grupy ( kolegów z okolic miejsca zamieszkania ,osób o podobnym toku myślenia lub zainteresowaniach) po prostu ludzi, którzy "zabijają" czas rozmawiając na luźno wybrane tematy.
Większość firm transportowych ma darmowe rozmowy wew. sieci i dodatkową opcję "konferencji". Wtedy jest naprawdę wesoło. Pewnej nocy uczestniczyłem w 25 osobowej pogadance o "niczym". Cel rozmowy - dojechać do miejsca rozładunku i nie zasnąć.Jak widać w 100% udany, a przy okazji śmiechu co niemiara.Bywa niestety też tak że ta opcja jest przez szefa zablokowana ( żeby nie można było spiskować i knuć !!) i zostaje ci kolega po 2 stronie, który tak jak ty walczy ze zmęczeniem. A ponieważ tak jak ty, cały dzień był na nogach z rodziną a wieczorem pojechał do pracy na nockę i ma do przejechania 650 km., to musicie oboje pilnować żeby 2 nie "położył się spać w rowie".Zostają pogaduchy na każdy temat byle gadać, bo gdy przyjdzie " happy hour" (od 3 do 6 rano w zależności od organizmu) to rozmowa wygląda następująco:
(ja) - Ty a widziałeś....(2 min ciszy)... te nowe volvo? zupełnie jak mercedes ale.....(1 min ciszy).... z akwarium na dachu.
(on) - noooooo...(3 min ciszy)....
(ja) - ...(po 5 min).........nie śpij!!!
(on)- nie śpie - zwiedzam.o japierdzi... ile jeszcze? już mam dość.... (2 min ciszy)...nie śpij!!! zwiedzaj!!!!
(ja)- no zwiedzam, zwiedzam ...(1 min ciszy)...jak ty nie dasz rady to kto ma dać...(2 min ciszy)...
Teraz nie raz się z kolegami z tego śmiejemy, ale fakt że tak było i się powtarza, utwierdza nas w przeświadczeniu, że takie sytuacje były, są i będą a "nocne rozmowy" to jedyny sposób na rozwiązanie tego strasznego zjawiska jakie jest zaśnięcie za kółkiem.
Następnym (według mnie) "pozytywem" jakim jest zjawisko "rozmów nocą" oprócz omijania "spania w rowie", jest fakt że uczestnicy tych rozmów wiedzą o sobie i o tym co ich otacza wokół - wszystko.Znają wszystkie kłopoty i radości, problemy i sukcesy swoje nawzajem jak i własnych lub cudzych rodzin.W nocy nie raz poruszane są "ciężkie" tematy rodzinne i sposoby ich rozwiązywania, porady co zrobić w takiej lub innej sprawie.Nie raz "przeżywaliśmy" wspólnie np: śmierć kogoś z rodziny czy nieuchronny rozwód kolegi jak i radość z narodzin dziecka czy udanego zakupu np. samochodu.A wszystko w ramach grupy ludzi, która powierza (choć może to wyolbrzymione) swój los, kolegom którzy pilnują się nawzajem by zrobić co swoje i szybko iść spać.Tematy te rzadko wypływają na światło dzienne i raczej oprócz tego grona nikt nie wie że były poruszane. Nie raz bywa że z własną panną czy żoną nie rozmawia się na takie tematy, które poruszane są na wew. forum.- takie są fakty. Można ze śmiałością stwierdzić, że uczestnicy tych "nocnych rozmów" stają się kimś więcej niż tylko kolegą po 2 stronie, są czymś w postaci spowiednika lub członka rodziny, któremu można wszystko powiedzieć bez obaw że wynikną z tego jakieś konsekwencje czy problemy. Poza tym jak mówi mądre przysłowie: "co dwie głowy to nie jedna" . Takie "rozmowy nocą" rozwiązały wiele problemów rodzinnych jak i wewnętrznych między małżonkami bo tylko "my nietoperki" wiemy co w naszych głowach w nocy siedzi i do czego zdolna jest nasza wyobraźnia gdy jesteśmy sami daleko od domu.
Tak więc mimo "naszego" polskiego marudzenia i narzekania na wszystko co nas otacza ( no przecież pomarudzić też kiedyś trzeba) jakie słyszy się w telefonie, myślę - a nawet jestem pewien że te pogaduchy nie raz uratowały i uratują jeszcze wielu kierowców w życiu prywatnym jak i od otarcia się o bandę.A ja kończąc te "nocne przemyślenia" - odfirankowuję się bo słoneczko już zaszło za horyzontem i ruszam w dalszą trasę. Życzę wszystkim spokojnego dotarcia do celu. A mój telefon tak jak w poprzednie, tak i tej nocy będzie cały czas w ładowarce i zajęty hehe.
POWODZENIA I TYLE SAMO POWROTÓW CO WYJAZDÓW !
niedziela, 29 września 2013
niedziela, 1 września 2013
" BDF FREI !!!"
Zastanawiało Was - nocnych uczestników niemieckich autostrad, dlaczego "większość" ( bo oczywiście nie wszyscy ) kierowców ciężarówek jeździ jakby mieli uprawnienia " kamikaze"? Stwierdzenie to dotyczy kontenerowców i lodówek, choć czasem plandeka - " pershing " też się trafi. Oczywiście, ten kto nigdy nie miał styczności z transportem powie: bo to banda idiotów nie umiejąca jeździć! Drugą teorią jest stwierdzenie że: "oni" to zawalidrogi i wykolejeńcy, którzy nie mieli co innego w życiu do zrobienia i poszli pracować na ciężarówkach. Jedni i drudzy śmiało powiedzą: Najlepiej by było, gdyby ciężarówki zniknęły z dróg! Taki jest pogląd większości kierowców osobówek. Ciekawe jakbyście wtedy zakupy robili? Odpowie nie jeden z zainteresowanych i szufladkowanych według takich stereotypów. Ale nie obrażając nikogo już tłumaczę o co chodzi z tym hasłem.
Wśród kierowców przewożących BDF / WAB jest powiedzonko BDF FREI i jak z języka niemieckiego wynika w luźnym tłumaczeniu bedeefom wolno. Powiedzonko wzięło się z oznakowań drogowych, które w niemczech można znaleźć na każdym kroku.
Kierowcy przerobili sobie oczywiście znaczenie znaku i dopasowali do swoich potrzeb.Głównym znaczeniem jest fakt, że gdzie ciężarówka nie może tam bdf wjedzie.Ale to nie koniec znaczenia tego powiedzonka.Następne i najbardziej używane w praktyce jest zakaz wyprzedzania przez ciężarówki. I znów swoje zastosowanie ma hasło : bedeefom wolno. Kolejnym z praktycznych zastosowań bdf frei jest prędkość z jaką poruszają się ciężarówki. Wiadomo, przepisy stanowią 80 km/h na autostradzie 60km/h poza. Ile razy widzieliście że ciężarówka przed wami jedzie szybciej? Pewnie nie raz. A w nocy to potrafią nawet 1 km/h. Jak najbardziej, również bierze zastosowanie opisywane przezemnie powiedzenie.Dlaczego tak jest?
Powód tego powiedzenia nie jest jednak już wcale taki prosty i lekkomyślny jak by się to wydawało. Każdy z was chce mieć rano ciepły chlebek na śniadanie, świeżą gazetkę do przeczytania i przedewszystkim dostępność asortymentu w sklepach.Jeżeli zamawiacie jakąś rzecz w internecie to chcecie ją najlepiej zaraz, no najpóźniej następnego dnia z samego rana!
Każdy z kierowców przewożących towar nocą tzw." Nietoperków ", wiezie dla Was towar. Ale niestety ten towar jest na czas! W każdą noc odbywają się "wyścigi" ciężarówek, ale nie z sobą - z czasem. Przykładowo : kierowcy wiozący " puszki " z logo DHL mają liczony czas przejazdu ze średniej 80 km\h + 15 minut zapasu tzn, (80 km = 1 godzina jazdy).Według przepisów kierowca może najdłużej jechać 4:30 min to daje 360 km, czyli łatwo już zaóważyć że na prostej drodze i bez ruchu to nic trudnego - więc po co gnać?A ile jest prostych jak stół autostrad ( to nie Holandia). Każde zwolnienie, każda przeszkoda na drodze, ba nawet zjazd i wyjazd na parking w celu wykonania "pauzy" to stracony cenny czas. A przecież nie wszyscy to "wyścigowcy", są kierowcy np Hermes`a, którzy posiadają takiego zapasu już powyżej jednej godziny.Nie mają powodów się aż tak bardzo spieszyć i wtedy chcąc - nie chcąc zwalniają tych "kamikaze". Zjawisko uzupełnia coraz większa liczba szefów firm transportowych, która ogranicza prędkość kierowcom do 85km\h - i wtedy siadaj i płacz! Przy takich czasach można przejechać z czystej matematyki licząc :45 km mniej w porównaniu do ciężarówki jadącej 90km\h ( to tylko 5 "oczek mniej) .Jeżeli jest krótka trasa - OK, ale jeżeli mamy do przejechania 720 km.to ... jest problem bo braknie nam czasu na za/rozładunek na który też potrzebujemy cennych minutek.
Wiele kierowców po prostu jest zmuszona do wyprzedzania na zakazach, jazdy w strefie objętej zakazem (gdyż tylko tędy idzie droga skracająca czas przyjazdu) i zjeżdżania z górek na tzw. " hiszpana ". Dla niewtajemniczonych wyjaśnię że obecnie każda ciężarówka posiada blokadę prędkości i jedynym sposobem (bez majstrowania przy aucie) żeby jechać choć przez chwilę szybciej, jest "puszczanie" się z górki.Wiąże się to z ogromnym ryzykiem bo: 40 tonowy skład zjeżdżający z górki z prędkością 100km\h. Nie jestem w stanie wyliczyć jaka to siła do zahamowania lub co gorsza do uderzenia, ale wiem że małej klasy auta samym podmuchem można "wrzucić" do rowu! Ale zaraz - powiecie - nikt im nie każe! Niby jest w tym trochę racji ale każdy zarabia na życie jak może.Nikt przecież Ci nie powie - masz jechać bo jak nie to pożegnaj się z pracą. Ale legalne środki przymusu też istnieją i nikomu to nie przeszkadza. Mowa jest tu o PREMIACH dla kierowców i karach ponoszonych przez firmy transportowe (które nie dowiozły ładunku na czas). Oczywiście szefowie nagradzają lub każą premią "nietoperków" (i nie tylko), których przynajmniej 1/3 wypłaty to premia. Kto z Was odważy się przynieść do domu, powiedzmy pół wypłaty mniej i powiedzieć swojemu dziecku, że "tatuś w tym miesiącu nie ma za dużo pieniążków i będziemy jedli chleb z masełkiem bo na wędlinkę nie starczy"? Więc dzięki takim LEGALNYM środkom "motywującym", które występują w całej Europie niezależnie od kraju w jakim się pracuje - kierowca ma do wyboru złamać przepisy lub zarobić na życie i wybiera to drugie. A powiedzenie BDF FREI nabiera podwójnego znaczenia.Wielkiego ryzyka związanymi z niebezpieczną jazdą i mandatami a z drugiej walką z czasem oraz chęcią zarobienia pieniędzy i możliwości kupienia dziecku wszystkiego co zapragnie(bo tatusia długo nie ma).
Więc jeśli zajadę Ci kiedyś drogę, kochany czytelniku, to nie trąb na mnie ani nie "migaj" na mnie "długimi". Pomyśl sobie że w tej ciężarówce jedzie też człowiek, który może właśnie dla Ciebie wiezie przesyłkę lub świeżą gazetę. A za dosłownie 2 minuty zjadę Ci z "Twojego" pasa i pojedziesz dalej 130 km\h i Tobie nie zrobi to żadnej różnicy bo zawsze możesz przyspieszyć - ja NIE . A ja dzięki twojej uprzejmości i tym 2 minutom zdążę na czas i oboje dostaniemy to co chcemy: Ty towar jaki potrzebujesz a ja pełną wypłatę dla swojej rodziny, którą będę rozpieszczał jak wrócę po czterotygodniowym pobycie poza domem !
Wśród kierowców przewożących BDF / WAB jest powiedzonko BDF FREI i jak z języka niemieckiego wynika w luźnym tłumaczeniu bedeefom wolno. Powiedzonko wzięło się z oznakowań drogowych, które w niemczech można znaleźć na każdym kroku.Kierowcy przerobili sobie oczywiście znaczenie znaku i dopasowali do swoich potrzeb.Głównym znaczeniem jest fakt, że gdzie ciężarówka nie może tam bdf wjedzie.Ale to nie koniec znaczenia tego powiedzonka.Następne i najbardziej używane w praktyce jest zakaz wyprzedzania przez ciężarówki. I znów swoje zastosowanie ma hasło : bedeefom wolno. Kolejnym z praktycznych zastosowań bdf frei jest prędkość z jaką poruszają się ciężarówki. Wiadomo, przepisy stanowią 80 km/h na autostradzie 60km/h poza. Ile razy widzieliście że ciężarówka przed wami jedzie szybciej? Pewnie nie raz. A w nocy to potrafią nawet 1 km/h. Jak najbardziej, również bierze zastosowanie opisywane przezemnie powiedzenie.Dlaczego tak jest?
Powód tego powiedzenia nie jest jednak już wcale taki prosty i lekkomyślny jak by się to wydawało. Każdy z was chce mieć rano ciepły chlebek na śniadanie, świeżą gazetkę do przeczytania i przedewszystkim dostępność asortymentu w sklepach.Jeżeli zamawiacie jakąś rzecz w internecie to chcecie ją najlepiej zaraz, no najpóźniej następnego dnia z samego rana!
Każdy z kierowców przewożących towar nocą tzw." Nietoperków ", wiezie dla Was towar. Ale niestety ten towar jest na czas! W każdą noc odbywają się "wyścigi" ciężarówek, ale nie z sobą - z czasem. Przykładowo : kierowcy wiozący " puszki " z logo DHL mają liczony czas przejazdu ze średniej 80 km\h + 15 minut zapasu tzn, (80 km = 1 godzina jazdy).Według przepisów kierowca może najdłużej jechać 4:30 min to daje 360 km, czyli łatwo już zaóważyć że na prostej drodze i bez ruchu to nic trudnego - więc po co gnać?A ile jest prostych jak stół autostrad ( to nie Holandia). Każde zwolnienie, każda przeszkoda na drodze, ba nawet zjazd i wyjazd na parking w celu wykonania "pauzy" to stracony cenny czas. A przecież nie wszyscy to "wyścigowcy", są kierowcy np Hermes`a, którzy posiadają takiego zapasu już powyżej jednej godziny.Nie mają powodów się aż tak bardzo spieszyć i wtedy chcąc - nie chcąc zwalniają tych "kamikaze". Zjawisko uzupełnia coraz większa liczba szefów firm transportowych, która ogranicza prędkość kierowcom do 85km\h - i wtedy siadaj i płacz! Przy takich czasach można przejechać z czystej matematyki licząc :45 km mniej w porównaniu do ciężarówki jadącej 90km\h ( to tylko 5 "oczek mniej) .Jeżeli jest krótka trasa - OK, ale jeżeli mamy do przejechania 720 km.to ... jest problem bo braknie nam czasu na za/rozładunek na który też potrzebujemy cennych minutek. Wiele kierowców po prostu jest zmuszona do wyprzedzania na zakazach, jazdy w strefie objętej zakazem (gdyż tylko tędy idzie droga skracająca czas przyjazdu) i zjeżdżania z górek na tzw. " hiszpana ". Dla niewtajemniczonych wyjaśnię że obecnie każda ciężarówka posiada blokadę prędkości i jedynym sposobem (bez majstrowania przy aucie) żeby jechać choć przez chwilę szybciej, jest "puszczanie" się z górki.Wiąże się to z ogromnym ryzykiem bo: 40 tonowy skład zjeżdżający z górki z prędkością 100km\h. Nie jestem w stanie wyliczyć jaka to siła do zahamowania lub co gorsza do uderzenia, ale wiem że małej klasy auta samym podmuchem można "wrzucić" do rowu! Ale zaraz - powiecie - nikt im nie każe! Niby jest w tym trochę racji ale każdy zarabia na życie jak może.Nikt przecież Ci nie powie - masz jechać bo jak nie to pożegnaj się z pracą. Ale legalne środki przymusu też istnieją i nikomu to nie przeszkadza. Mowa jest tu o PREMIACH dla kierowców i karach ponoszonych przez firmy transportowe (które nie dowiozły ładunku na czas). Oczywiście szefowie nagradzają lub każą premią "nietoperków" (i nie tylko), których przynajmniej 1/3 wypłaty to premia. Kto z Was odważy się przynieść do domu, powiedzmy pół wypłaty mniej i powiedzieć swojemu dziecku, że "tatuś w tym miesiącu nie ma za dużo pieniążków i będziemy jedli chleb z masełkiem bo na wędlinkę nie starczy"? Więc dzięki takim LEGALNYM środkom "motywującym", które występują w całej Europie niezależnie od kraju w jakim się pracuje - kierowca ma do wyboru złamać przepisy lub zarobić na życie i wybiera to drugie. A powiedzenie BDF FREI nabiera podwójnego znaczenia.Wielkiego ryzyka związanymi z niebezpieczną jazdą i mandatami a z drugiej walką z czasem oraz chęcią zarobienia pieniędzy i możliwości kupienia dziecku wszystkiego co zapragnie(bo tatusia długo nie ma).
Więc jeśli zajadę Ci kiedyś drogę, kochany czytelniku, to nie trąb na mnie ani nie "migaj" na mnie "długimi". Pomyśl sobie że w tej ciężarówce jedzie też człowiek, który może właśnie dla Ciebie wiezie przesyłkę lub świeżą gazetę. A za dosłownie 2 minuty zjadę Ci z "Twojego" pasa i pojedziesz dalej 130 km\h i Tobie nie zrobi to żadnej różnicy bo zawsze możesz przyspieszyć - ja NIE . A ja dzięki twojej uprzejmości i tym 2 minutom zdążę na czas i oboje dostaniemy to co chcemy: Ty towar jaki potrzebujesz a ja pełną wypłatę dla swojej rodziny, którą będę rozpieszczał jak wrócę po czterotygodniowym pobycie poza domem !
Strasznie długi pierwszy dzień i pomocna dłoń obcych ludzi.
Każdy gdzieś zawsze zaczynał tę pierwszą pracę. Strach ogromny i tuman myśli w głowie.U mnie było podobnie. Fakt że nie była to moja pierwsza praca w życiu - ale zagranicą tak. "Bez języka, z małym doświadczeniem (zaledwie parę kursów na dużym składzie) a o bdfach to całkowity brak pojęcia" - myślałem - "no i ta PRZYCZEPA".No ale w domu dwa wspaniałe skarby a pieniążki same nie spadną z nieba.Powiedział by ktoś " w Polsce też da się zarobić!" .Może i tak ale obiecałem coś mojej żonie i słowa dotrzymam.A temat zarobków w Polsce pozostawiam innym.
Firmę polecił mi kolega: szef mówi trochę po polsku, polski "dispo"(dyspozytor) trochę Polaków w składzie.Robota nie jest lekka, ale jak jesteś wytrwały to zarobisz więcej niż u "nas" no i będziesz miał pracę zamiast w domu siedzieć.Co do języka to się nie martw ("laden" / "abladen") to ci na start potrzebne, no i liczyć po niemiecku musisz umieć.- dam radę myślę.
W firmie pojawiłem się z samego rana i spakowany (jak kolega mi radził).Przeszedłem całą procedurę "rekrutacyjną", dostałem kluczyki i (jak szef kazał) udałem się na plac by poćwiczyć ładowanie "puszek". I tu zaczynają się jaja!
Ku moim oczom ukazał się żółty MAN - nówka sztuka (zaledwie roczny) w porównaniu z tym co dotąd miałem "na stanie".Oglądam maszynę, wchodzę do kabiny otwieranej z pilota (to dla mnie nowość, jak dotąd były tylko kluczyki) i się załamałem - automat!. Jak do chusteczki się tym jeździ? Jeszcze nigdy nie jeździłem automatem a tu muszę "dużym" i do tego z przyczepą wpasować się pod kontener. No ale nic, dam radę - myślę - przecież mówiłeś że jesteś "zawodowym kierowcą".Dajcie do wanny kółka i kierownicę a ja tym pojadę - takie miałem wtedy "aspiracje".Po chwili tych całych kombinacji i przemyśleń (jak ja to zrobię żeby nic nie uszkodzić?) podszedł do mnie mechanik i tak całkiem wyluzowany z uśmiechem wali: Cześć, Krystian jestem. Szef kazał Ci przekazać że masz podjeżdżać pod te 2 kontenery co tam stoją. Mówiąc to pokazał na dwie żółte "puszki" z wielkim logiem DHL stojące jedna za drugą. Acha i jeszcze jedno - wieczorem jedziesz z Dawidem odebrać swoje auto i w trasę! Szczęka o mało mi nie opadła. CO?? Już? Teraz? Dziś? Miałem 2 dni ćwiczyć?A papiery? Przecież jakieś pewnie są. Ogarnęła mnie panika. Palisz? To se zapal !!! Nie stresuj się, pod te kontenery wjechać to pikuś. Traf tylko tymi dwiema rolkami w szyny kontenera i po sprawie. Jak cofasz to za bardzo nie kręć kierownicą żeby boków nie zadrapać i wjedziesz pod dwa naraz. A co do papierów to się nie martw za chwilę będzie Iza w biurze (polskie "dispo") to Ci wyjaśni co i jak. Poczęstował mnie "fajką", wymieniliśmy jeszcze parę zdań typu: imię?, zamieszkanie?, jak? kto? i po co? Pod koniec tych wielkich uprzejmości z wielkim uśmiechem dodał : Musisz być dobry skoro dają Ci w pierwszy dzień auto. Długo jeździsz na bedefach? - Znów szczęka mi opadła. - Jaki dobry? Jestem tu pierwszy dzień, z przyczepą w życiu nie jeździłem a kontenery widzę pierwszy raz w życiu! Mina Krystiana zrobiła się całkiem poważna. No to powodzenia Ci życzę. Dasz radę! Nooo i poćwicz sobie trochę a jakbyś czegoś potrzebował to jestem w warsztacie. Ok - wydusiłem i zabrałem się do ćwiczeń. No i znów tragedia. Jazda a dokładnie manewry z przyczepą to odwrotność naczepy (kierownicą kręci się w przeciwną stronę) a z dotychczasowych nawyków jakie mimo krótkiego stażu miałem, robiłem wszystko na odwrót. Na 10 prób tylko 2 udane trafienia rolkami przyczepy w kontener. O wjeździe przyczepą pod cały nie było mowy i co chwilę tekst który pewnie każdy kierowca mówi przechodząc na przyczepę: W KTÓRĄ KRĘCISZ BARANIE JEDEN!!!. (lub coś w tym rodzaju). Po 2 może 3 godzinach takiej walki i milionu wyzwisk pod swoim adresem stwierdziłem że wynik się wcale nie polepszył a ja się do tego po prostu nie nadaje. Ale przecież się nie poddam. Trzeba inaczej!Nie myśląc długo idę do garstki ludzi która zebrała się przy jednym z stojących z przodu placu aut. Witam, witam, Przemek jestem, Panowie ratujcie o co w tym chodzi. Ćwiczę już pół dnia i nic.Nowy jestem i nie mam bladego pojęcia jak to się robi. - Popatrzyli na mnie przez chwilę jakby z góry i przyszło mi do głowy że rzeczywiście prawdę mówią że Polak - Polaka za granicą to tylko w d... kopnie. Myliłem się! Naraz cała ekipa zaczęła dawać mi setki porad, których bezsensu powtarzać.Te które mi i każdemu się przydadzą to: nie wjeżdżaj na wprost tylko pod kątem ok 45 stopni, nie kręć tą kierownicą tak ostro - pół obrotu to max, no i najważniejsze wychyl się przez okno - to nie osobówka, a na lusterko to niech żona w domu patrzy. Efekt : na 10 wjazdów 9 trafionych - ŻYJE !!! Wieczorem byłem już zapakowany i razem z Dawidem, który jako jedyny kierowca spał na bazie, jechaliśmy na pocztę gdzie czekał kierowca, od którego miałem przejąć auto. No i znów się zaczęło!
Ku mojemu zdziwieniu na ulicy przed pocztą wśród szeregu żółtych Manów stało niebieskie Iveco.
Zaszczyt cię spotkał, to rodzynek, jedyny w firmie! - usłyszałem od Dawida, którego uśmiech na twarzy rekompensował wszystkie zdania których nie powiedział.Po chwili siedziałem już w "fiaciku", gdzie dziwnym wzrokiem mierzył mnie gość który oddawał mi tę maszynę.Na jego twarzy malowały się straszne nerwy a palona fajka za fajką utwierdzały mnie w przekonaniu - że szczęśliwy to On nie jest. Witam, Przemek jestem.Długo tu pracujesz bo ja pierwszy dzień i jak dotąd to wielka pustka w głowie.Nikt mi nic nie powiedział, a jak już coś mówili to i tak wyleciało - po prostu za dużo! - próbowałem rozluźnić atmosferę. Twarz jego jakby się rozjaśniła i już całkiem spokojny tak do mnie "prawi" : Cześć, Tomek, nie przejmuj się to nie o Ciebie chodzi. Syn mi się urodził a ja tu od rana kwitnę zamiast zjechać na bazę i być w domu. Ok co tam masz załadować? Gratulację! - prawie krzyknołem z radości że powodem nie jest zabranie "jego" auta i podałem mu zestaw kartek, jakie dostałem w biurze przed wyjazdem. Eeee nie jest tak źle, 2 puszki w jedno miejsce o i czasy nawet łagodne dostałeś.Wiesz co i jak z papierami? Nie weź wytłumacz mi jeszcze raz o co tu chodzi jak kierowca - kierowcy bo ja tego biurowego gadania Daniela (drugiego "dispo" który objaśniał mi jakie dokumenty tu obowiązują) nie rozumiem. I po chwili Tomek tłumaczył i pokazywał co i gdzie mam pisać i komu co oddawać. Po całej tej nauce postanowiłem znów zaryzykować : Tomek mam prośbę do Ciebie. To pierwszy dzień i nie mam bladego pojęcia jak mam te cholerne kontenery ładować.Wjechał byś za mnie i załadował je a ja zobaczę co i jak. Bo Ty to mistrzu jesteś, minuta-pięć i po sprawie a mnie to do jutra może zejść. No a zawalić pierwszy dzień w robocie - słabo to wygląda. Strzeliłem przy tym minkę niczym kot ze "Shreka" licząc że zlituje się nad biednym "młodym" - nie pomyliłem się miał litość.
Wybiła godzina 0. Wjeżdżamy na pocztę. Tomek "odbił" kartę dhla na bramie, z mikrofonu odezwał się Niemiec a jedyne co zrozumiałem to "morgen" no i poszła regułka o której mnie Tomcio uczył : laden cwaj kofer nach ... transport numar ..... Fajnie tyle to dam radę myślę sobie. Aż tu nagle Niemiec coś zaszwargotał a Tomkowi znów mina zrzedła. Mamy problem.Kontenery Ci "zesztornoali". Musimy iść do biura. Co to znaczy?Zawsze tak jest? I co teraz? - zawaliłem Go pytaniami na które i tak bym pewnie odpowiedzi nie usłyszał. Spokojnie, to znaczy że są odwołane, czasem tak się zdarza.Pójdziemy, pogadamy , zobaczymy - no choć. Po zwiedzeniu biura - do którego wchodzi się jak do jakiegoś więzienia (każde wejście przez czytnik do kart) okazało się że tylko 1 puszka jest odwołana i zamiast niej mamy załadować 1 pustą. Po następnych paru telefonach do biura (rozmowę w biurze i telefony wykonywał Tomek ja nie miałem bladego pojęcia co się wogóle dzieje) zabieraliśmy się za załadunek. Tomek walczył z ciasnym placem a ja stojąc na dworze w deszczu oglądałem ogrom poczty - 500 ramp. To robi wrażenie.Dziwne auta jeżdżące na kogutach i straszny tłok ciężarówek które tak jak Tomek walczą o miejsce by załadować kontenery.A wszystko to w żółtym świetle reflektorów, które dawały niesamowite wrażenie temu całemu zamieszaniu. Każda poczta wygląda tak samo, jest parę mniejszych ale układ jest ten sam (chodzi o układ budynku w literę U gdzie z każdej strony są rampy) Wszędzie też jest taki "burdel" jak tu lub większy, przywykniesz dodał wjeżdżając pod 2 kontener.Cała akcja od wjazdu do wyjazdu łącznie ze zwiedzaniem biura trwała jakieś 45 min i nie wyobrażałem sobie jak sam to powtórzę w miejscu docelowym.Tomek wyjechał załadowanym autem przed pocztę, podpowiedział gdzie mam stanąć jak się rozładuję, sprawdził czy wszystko zabrał z "fiacika" i dodał: Poradzisz sobie, wiem co mówię. Powodzenia. Trzymaj się. (Tak rozpoczęła się znajomość z człowiekiem, którego nie znałem, Z innej części Polski a z którym już 2 rok przegaduję prawie całą noc podczas trasy.) I zostałem sam. Nawigacja ustawiona, radio gra, karta włożona, parametry w normie no to w drogę!.Zachwyt autostradami i rozwiązaniami niemieckich konstruktorów pozostawiam na inny wątek.Te ok 600 kilometrów przeleciało niczym sekunda a ku moim oczom ukazała się poczta gdzie miałem rozładunek . Podbudowany że przyjechałem grubo przed zaplanowanym czasem, podjechałem pod szlaban, "odbiłem" kartę. Odezwał się głos dyspozytora: Morgen ... . Ja długo nie myśląc przerwałem mu i na jednym tchu palnołem regułkę wyuczoną od Tomka zanim cokolwiek spróbuje mnie spytać: morgen, abladen ajne fole und ajne lere kofer aus bornike, transport numa ajns fir... Tomek cyfry walił setkami a ja i mój niemiecki ... po jednej to max co ode mnie może usłyszeć! No i udało się, wydukałem. W tle było słychać klikanie klawiatury - jest dobrze, myślę. Nagle : bite zwajte kontener numa, betsi is defekt, erste is nojn nul draj ajns zwaj ziben und zwajte? O co mu chodzi? Biorę papiery i na szybkiego studiuje "co on za numerki do mnie mówi?". A jaki numer drugiego kontenera bo coś tam nie działa . Ok zeks nul .. - wydukałem a w myślach dawaj ten wydruk i nic więcej nie pytaj! Zetel kom - usłyszałem, wyszedł druczek z numerami kontenerów i rampami gdzie je mam odstawić, szlaban się podniósł .Udało się !! A teraz niczego nie rozwal i się rozładuj wariacie jeden! - wale na głos do siebie i pędzę "fiacikiem" przez pocztę szukając swojej rampy.Godzinę cofania (hehe) z mokrą koszulką później - byłem już rozładowany. Była ok 7 rano a piękny wschód słońca podwyższał rangę mojego zwycięstwa.Szybki przegląd - grzybki zakręcone, węże zapięte, "teściowa"(przyczepa w żargonie kierowców) zaczepiona - można jechać szukać miejsca. Przez szlaban wyjazdowy, który podniósł się zanim do niego dojechałem, wcisnąłem ostatnią kartkę listu przewozowego do skrzynki przy szlabanie, machnołem cieciowi z wdzięcznością że już nic nie będę musiał dukać - "i dzida ile fabryka dała" szukać miejsca do spania. Według instrukcji Tomka długo nie musiałem szukać.
Ustawiłem się jak kierowca z 30 letnim doświadczeniem, zaciągnąłem "hebel" (hamulec postojowy),łóżko na tacho, szybki meldunek do biura i .... FAJRANT!!! Zasłaniam szybko rolety jakby zależało od tego moje życie i robię szybką kanapkę przed snem. Po chwili krótki sms do domu:DOJECHAŁEM SPOKOJNIE, JEST OK, POTEM SIĘ ODEZWĘ, KOCHAM CIĘ BARDZO MOCNO ! Szybko wyciągam śpiwór, ścielę łóżko i to na co nagle przyszła straszna ochota - spać! Zanim padłem przeszyła mnie krótka myśl - ja przecież jestem 30 godzin na nogach - fajnie,ale żyje !!!
To był bardzo długi dzień i dziękuję wszystkim, którzy właśnie tego dnia pomogli mi w trudnych chwilach.To dzięki ich wsparciu i pomocy jestem tu gdzie jestem.Do zobaczenia koledzy na trasie. DZIĘKI!!!
Firmę polecił mi kolega: szef mówi trochę po polsku, polski "dispo"(dyspozytor) trochę Polaków w składzie.Robota nie jest lekka, ale jak jesteś wytrwały to zarobisz więcej niż u "nas" no i będziesz miał pracę zamiast w domu siedzieć.Co do języka to się nie martw ("laden" / "abladen") to ci na start potrzebne, no i liczyć po niemiecku musisz umieć.- dam radę myślę.
W firmie pojawiłem się z samego rana i spakowany (jak kolega mi radził).Przeszedłem całą procedurę "rekrutacyjną", dostałem kluczyki i (jak szef kazał) udałem się na plac by poćwiczyć ładowanie "puszek". I tu zaczynają się jaja!Ku moim oczom ukazał się żółty MAN - nówka sztuka (zaledwie roczny) w porównaniu z tym co dotąd miałem "na stanie".Oglądam maszynę, wchodzę do kabiny otwieranej z pilota (to dla mnie nowość, jak dotąd były tylko kluczyki) i się załamałem - automat!. Jak do chusteczki się tym jeździ? Jeszcze nigdy nie jeździłem automatem a tu muszę "dużym" i do tego z przyczepą wpasować się pod kontener. No ale nic, dam radę - myślę - przecież mówiłeś że jesteś "zawodowym kierowcą".Dajcie do wanny kółka i kierownicę a ja tym pojadę - takie miałem wtedy "aspiracje".Po chwili tych całych kombinacji i przemyśleń (jak ja to zrobię żeby nic nie uszkodzić?) podszedł do mnie mechanik i tak całkiem wyluzowany z uśmiechem wali: Cześć, Krystian jestem. Szef kazał Ci przekazać że masz podjeżdżać pod te 2 kontenery co tam stoją. Mówiąc to pokazał na dwie żółte "puszki" z wielkim logiem DHL stojące jedna za drugą. Acha i jeszcze jedno - wieczorem jedziesz z Dawidem odebrać swoje auto i w trasę! Szczęka o mało mi nie opadła. CO?? Już? Teraz? Dziś? Miałem 2 dni ćwiczyć?A papiery? Przecież jakieś pewnie są. Ogarnęła mnie panika. Palisz? To se zapal !!! Nie stresuj się, pod te kontenery wjechać to pikuś. Traf tylko tymi dwiema rolkami w szyny kontenera i po sprawie. Jak cofasz to za bardzo nie kręć kierownicą żeby boków nie zadrapać i wjedziesz pod dwa naraz. A co do papierów to się nie martw za chwilę będzie Iza w biurze (polskie "dispo") to Ci wyjaśni co i jak. Poczęstował mnie "fajką", wymieniliśmy jeszcze parę zdań typu: imię?, zamieszkanie?, jak? kto? i po co? Pod koniec tych wielkich uprzejmości z wielkim uśmiechem dodał : Musisz być dobry skoro dają Ci w pierwszy dzień auto. Długo jeździsz na bedefach? - Znów szczęka mi opadła. - Jaki dobry? Jestem tu pierwszy dzień, z przyczepą w życiu nie jeździłem a kontenery widzę pierwszy raz w życiu! Mina Krystiana zrobiła się całkiem poważna. No to powodzenia Ci życzę. Dasz radę! Nooo i poćwicz sobie trochę a jakbyś czegoś potrzebował to jestem w warsztacie. Ok - wydusiłem i zabrałem się do ćwiczeń. No i znów tragedia. Jazda a dokładnie manewry z przyczepą to odwrotność naczepy (kierownicą kręci się w przeciwną stronę) a z dotychczasowych nawyków jakie mimo krótkiego stażu miałem, robiłem wszystko na odwrót. Na 10 prób tylko 2 udane trafienia rolkami przyczepy w kontener. O wjeździe przyczepą pod cały nie było mowy i co chwilę tekst który pewnie każdy kierowca mówi przechodząc na przyczepę: W KTÓRĄ KRĘCISZ BARANIE JEDEN!!!. (lub coś w tym rodzaju). Po 2 może 3 godzinach takiej walki i milionu wyzwisk pod swoim adresem stwierdziłem że wynik się wcale nie polepszył a ja się do tego po prostu nie nadaje. Ale przecież się nie poddam. Trzeba inaczej!Nie myśląc długo idę do garstki ludzi która zebrała się przy jednym z stojących z przodu placu aut. Witam, witam, Przemek jestem, Panowie ratujcie o co w tym chodzi. Ćwiczę już pół dnia i nic.Nowy jestem i nie mam bladego pojęcia jak to się robi. - Popatrzyli na mnie przez chwilę jakby z góry i przyszło mi do głowy że rzeczywiście prawdę mówią że Polak - Polaka za granicą to tylko w d... kopnie. Myliłem się! Naraz cała ekipa zaczęła dawać mi setki porad, których bezsensu powtarzać.Te które mi i każdemu się przydadzą to: nie wjeżdżaj na wprost tylko pod kątem ok 45 stopni, nie kręć tą kierownicą tak ostro - pół obrotu to max, no i najważniejsze wychyl się przez okno - to nie osobówka, a na lusterko to niech żona w domu patrzy. Efekt : na 10 wjazdów 9 trafionych - ŻYJE !!! Wieczorem byłem już zapakowany i razem z Dawidem, który jako jedyny kierowca spał na bazie, jechaliśmy na pocztę gdzie czekał kierowca, od którego miałem przejąć auto. No i znów się zaczęło!
Ku mojemu zdziwieniu na ulicy przed pocztą wśród szeregu żółtych Manów stało niebieskie Iveco.
Zaszczyt cię spotkał, to rodzynek, jedyny w firmie! - usłyszałem od Dawida, którego uśmiech na twarzy rekompensował wszystkie zdania których nie powiedział.Po chwili siedziałem już w "fiaciku", gdzie dziwnym wzrokiem mierzył mnie gość który oddawał mi tę maszynę.Na jego twarzy malowały się straszne nerwy a palona fajka za fajką utwierdzały mnie w przekonaniu - że szczęśliwy to On nie jest. Witam, Przemek jestem.Długo tu pracujesz bo ja pierwszy dzień i jak dotąd to wielka pustka w głowie.Nikt mi nic nie powiedział, a jak już coś mówili to i tak wyleciało - po prostu za dużo! - próbowałem rozluźnić atmosferę. Twarz jego jakby się rozjaśniła i już całkiem spokojny tak do mnie "prawi" : Cześć, Tomek, nie przejmuj się to nie o Ciebie chodzi. Syn mi się urodził a ja tu od rana kwitnę zamiast zjechać na bazę i być w domu. Ok co tam masz załadować? Gratulację! - prawie krzyknołem z radości że powodem nie jest zabranie "jego" auta i podałem mu zestaw kartek, jakie dostałem w biurze przed wyjazdem. Eeee nie jest tak źle, 2 puszki w jedno miejsce o i czasy nawet łagodne dostałeś.Wiesz co i jak z papierami? Nie weź wytłumacz mi jeszcze raz o co tu chodzi jak kierowca - kierowcy bo ja tego biurowego gadania Daniela (drugiego "dispo" który objaśniał mi jakie dokumenty tu obowiązują) nie rozumiem. I po chwili Tomek tłumaczył i pokazywał co i gdzie mam pisać i komu co oddawać. Po całej tej nauce postanowiłem znów zaryzykować : Tomek mam prośbę do Ciebie. To pierwszy dzień i nie mam bladego pojęcia jak mam te cholerne kontenery ładować.Wjechał byś za mnie i załadował je a ja zobaczę co i jak. Bo Ty to mistrzu jesteś, minuta-pięć i po sprawie a mnie to do jutra może zejść. No a zawalić pierwszy dzień w robocie - słabo to wygląda. Strzeliłem przy tym minkę niczym kot ze "Shreka" licząc że zlituje się nad biednym "młodym" - nie pomyliłem się miał litość.
Wybiła godzina 0. Wjeżdżamy na pocztę. Tomek "odbił" kartę dhla na bramie, z mikrofonu odezwał się Niemiec a jedyne co zrozumiałem to "morgen" no i poszła regułka o której mnie Tomcio uczył : laden cwaj kofer nach ... transport numar ..... Fajnie tyle to dam radę myślę sobie. Aż tu nagle Niemiec coś zaszwargotał a Tomkowi znów mina zrzedła. Mamy problem.Kontenery Ci "zesztornoali". Musimy iść do biura. Co to znaczy?Zawsze tak jest? I co teraz? - zawaliłem Go pytaniami na które i tak bym pewnie odpowiedzi nie usłyszał. Spokojnie, to znaczy że są odwołane, czasem tak się zdarza.Pójdziemy, pogadamy , zobaczymy - no choć. Po zwiedzeniu biura - do którego wchodzi się jak do jakiegoś więzienia (każde wejście przez czytnik do kart) okazało się że tylko 1 puszka jest odwołana i zamiast niej mamy załadować 1 pustą. Po następnych paru telefonach do biura (rozmowę w biurze i telefony wykonywał Tomek ja nie miałem bladego pojęcia co się wogóle dzieje) zabieraliśmy się za załadunek. Tomek walczył z ciasnym placem a ja stojąc na dworze w deszczu oglądałem ogrom poczty - 500 ramp. To robi wrażenie.Dziwne auta jeżdżące na kogutach i straszny tłok ciężarówek które tak jak Tomek walczą o miejsce by załadować kontenery.A wszystko to w żółtym świetle reflektorów, które dawały niesamowite wrażenie temu całemu zamieszaniu. Każda poczta wygląda tak samo, jest parę mniejszych ale układ jest ten sam (chodzi o układ budynku w literę U gdzie z każdej strony są rampy) Wszędzie też jest taki "burdel" jak tu lub większy, przywykniesz dodał wjeżdżając pod 2 kontener.Cała akcja od wjazdu do wyjazdu łącznie ze zwiedzaniem biura trwała jakieś 45 min i nie wyobrażałem sobie jak sam to powtórzę w miejscu docelowym.Tomek wyjechał załadowanym autem przed pocztę, podpowiedział gdzie mam stanąć jak się rozładuję, sprawdził czy wszystko zabrał z "fiacika" i dodał: Poradzisz sobie, wiem co mówię. Powodzenia. Trzymaj się. (Tak rozpoczęła się znajomość z człowiekiem, którego nie znałem, Z innej części Polski a z którym już 2 rok przegaduję prawie całą noc podczas trasy.) I zostałem sam. Nawigacja ustawiona, radio gra, karta włożona, parametry w normie no to w drogę!.Zachwyt autostradami i rozwiązaniami niemieckich konstruktorów pozostawiam na inny wątek.Te ok 600 kilometrów przeleciało niczym sekunda a ku moim oczom ukazała się poczta gdzie miałem rozładunek . Podbudowany że przyjechałem grubo przed zaplanowanym czasem, podjechałem pod szlaban, "odbiłem" kartę. Odezwał się głos dyspozytora: Morgen ... . Ja długo nie myśląc przerwałem mu i na jednym tchu palnołem regułkę wyuczoną od Tomka zanim cokolwiek spróbuje mnie spytać: morgen, abladen ajne fole und ajne lere kofer aus bornike, transport numa ajns fir... Tomek cyfry walił setkami a ja i mój niemiecki ... po jednej to max co ode mnie może usłyszeć! No i udało się, wydukałem. W tle było słychać klikanie klawiatury - jest dobrze, myślę. Nagle : bite zwajte kontener numa, betsi is defekt, erste is nojn nul draj ajns zwaj ziben und zwajte? O co mu chodzi? Biorę papiery i na szybkiego studiuje "co on za numerki do mnie mówi?". A jaki numer drugiego kontenera bo coś tam nie działa . Ok zeks nul .. - wydukałem a w myślach dawaj ten wydruk i nic więcej nie pytaj! Zetel kom - usłyszałem, wyszedł druczek z numerami kontenerów i rampami gdzie je mam odstawić, szlaban się podniósł .Udało się !! A teraz niczego nie rozwal i się rozładuj wariacie jeden! - wale na głos do siebie i pędzę "fiacikiem" przez pocztę szukając swojej rampy.Godzinę cofania (hehe) z mokrą koszulką później - byłem już rozładowany. Była ok 7 rano a piękny wschód słońca podwyższał rangę mojego zwycięstwa.Szybki przegląd - grzybki zakręcone, węże zapięte, "teściowa"(przyczepa w żargonie kierowców) zaczepiona - można jechać szukać miejsca. Przez szlaban wyjazdowy, który podniósł się zanim do niego dojechałem, wcisnąłem ostatnią kartkę listu przewozowego do skrzynki przy szlabanie, machnołem cieciowi z wdzięcznością że już nic nie będę musiał dukać - "i dzida ile fabryka dała" szukać miejsca do spania. Według instrukcji Tomka długo nie musiałem szukać.
Ustawiłem się jak kierowca z 30 letnim doświadczeniem, zaciągnąłem "hebel" (hamulec postojowy),łóżko na tacho, szybki meldunek do biura i .... FAJRANT!!! Zasłaniam szybko rolety jakby zależało od tego moje życie i robię szybką kanapkę przed snem. Po chwili krótki sms do domu:DOJECHAŁEM SPOKOJNIE, JEST OK, POTEM SIĘ ODEZWĘ, KOCHAM CIĘ BARDZO MOCNO ! Szybko wyciągam śpiwór, ścielę łóżko i to na co nagle przyszła straszna ochota - spać! Zanim padłem przeszyła mnie krótka myśl - ja przecież jestem 30 godzin na nogach - fajnie,ale żyje !!!
sobota, 31 sierpnia 2013
Kilka słów objaśnień co i jak ( sucha teoria dla zrozumienia sprawy)
Żeby dokładniej zrozumieć na czym ten transport polega postaram się objaśnić technologie i zastosowanie tego typu rozwiązania, które jest niemal codziennością w transporcie niemieckim i nie ma sobie równych pod względem wykorzystania w całej europie.Jeżeli chodzi o teorie, polska wikipedia nie posiada takiego hasła - mimo iż ten system zaczyna być również stosowany w naszym kraju. Rozwiązanie BDF pozwala ciężarówce załadować samoczynnie kontener stojący na własnych nogach, który został wcześniej załadowany dowolnym towarem, w dowolnej firmie i przetransportowanie go do miejsca docelowego bez wykorzystania ciężarówki w celach roz/załadunku. W skutek czego, zaoszczędza to każdej firmie wiele pieniędzy (osiowe/postojowe czy jakoś tak) oraz cenny czas związany z oczekiwaniem na kierowcę który "podstawi się pod załadunek".No dobra dość teorii trochę filmu !!! Zamieściłem tutaj dwa filmiki, które w praktyce pokazują o co chodzi. Polecam obejrzeć nie tylko dlatego że dokładnie widać na czym załadunek polega {filmik drugi}, pomoże również zrozumieć jaka jest trudność całego procesu {filmik pierwszy} Wiem zaraz znajdzie się "kolega po fachu" i zaraz mnie op....(kulturalnie upomni) że gadam głupoty z tą trudnością.Oczywiście przyznam mu racje - to proste jak drut i nie wymaga nadzwyczajnych umiejętności. A przyczepa? (zapytacie) nie taki diabeł straszny jak go malują. Ale do brzegu bo zaczynam przynudzać. Rozwiązania te maja za zadanie przyspieszyć jak najszybszą dostawę na linii fabryka - klient. Największe zastosowanie ten system ma w przesyłkach pocztowych i kurierskich.Pozwala on rzeczywiście przewieźć towar z początku europy na jej koniec w ciągu mniejszym niż 24 godziny.Mogę również powiedzieć że jeżeli połączymy ten system z transportem lotniczym to i świat w 48 nie sprawi problemu.No dobra, niektórym z Was drodzy czytelnicy, nie chce się oglądać jakiś głupich, fatalnie nagranych niemieckich filmików.Pozwólcie więc że opowiem pewną bajeczkę, która rozjaśni pewne wątpliwości:
"Krótka historyjka o koszulce"
Godzina 15:00 ( Munchen) Ania przegląda najnowszy katalog mody w którym upatrzyła sobie wspaniałą koszulkę i postanowiła ją założyć na imprezkę, która odbędzie się następnego dnia .Nie zastanawiając się długo zamówiła ją za pośrednictwem strony internetowej i wybrała dostawę kurierską / pocztową na godzinę 10 rano żeby mieć czas na dobranie dodatków.(15:05 Centrala) Tomek który w firmie odebrał Ani zamówienie, przesyła je do magazynu w którym ta koszulka się znajduje.(16:00 Magazyn np Nauen) Iwona przyjmuje zamówienie i przygotowuje koszulkę do wysyłki i przekazuje ją taśmociągiem do Krystyny, która odbiera ją i ładuje do kontenera.(17:00 gdzieś niedaleko magazynu) Nietoperek (jeden z wielu) właśnie się obudził i dostał zlecenie na załadunek kontenera i transport do sortowni na (17:30 np:Bornicke) myśląc sobie w duszy ("szajze" znów śniadanie przepadło!!zostaje tylko kawa )siada za kółko,ładuje kontener i wiezie do sortowni.(17:30 sortownia np:Bornicke) Tu paczka z koszulka dla Ani przechodzi przez wiele rąk i taśmociągów aby ponownie wylądować w innym kontenerze idącym do sortowni znajdującej się niedaleko domu Ani np: Ascheim. (18:30 niedaleko sortowni) Następny z Nietoperków ("szczęśliwy" że robi się szaro a on ma już nową Turę) dostaje zlecenie na transport kontenera na odległość 600 km.Wykonuje to polecenie walcząc z samotnością i brakiem miejsc na parkingach (gdzie inni już dawno śpią), wiedząc że o 5:00 będzie juz smacznie spał zanim zrobi się widno pod sortownią w Ascheim.( 7:00 sortownia np: Ascheim) Dostarczony kontener przez "nietoperka 2"(który dawno śpi) wraz z paczką dla Ani przechodzi ponowny proces sortowania a przesyłka przepakowana zostaje do auta "rannego ptaszka"(normalny człowiek pracy zaczynający troszkę wcześniej) który zawozi ją do "bazy" kurierskiej.(8:00 baza) Kurier, który obsługuje rejon gdzie znajduje się dom Ani ładuje paczkę do auta paląc przy tym fajkę i opowiadając koledze jaki wielki napiwek go czeka za dostarczenie przemiłej Ani (stałej klientce)paczki na czas.(10:00 dom Ani) Kurier dostarcza przesyłkę, kasuje pieniążki a odchodząc przeklina Anię że nie dała mu napiwku (bo przecież się tak bardzo napracował).(18:00 gdzieś w Munchen) Ania udaje się na zaplanowaną imprezkę w nowej modnej koszulce (koleżanki szlak trafia). THE END
Mogłem napisać Ana, Thomas, Ivone, Kristy ale nasze imiona są jakoś ładniejsze a wszelkie podobieństwo osób i miejsc - możecie uznać za celowe hehe.
Tak najłatwiej opisać jak i na czym polega moja praca. Ale! Diabeł tkwi w szczegółach bo BDF to również najbardziej zwariowany rodzaj transportu!Tu na porządku


